-Luno, mogłabyś mi
powiedzieć czym jest ta szkoła?
-Sam zobaczysz. Już
jutro. Tylko nie mów czym się zajmujesz. Ludzie nie są do tego
przyzwyczajeni.
-Spoko.
Poszłam spać. W nocy
usłyszałam skomlenie, gdzieś w okolicach mojego domu. Wstałam, i
chociaż trochę bałam się ciemności...wyszłam na dwór. W
krzakach zauważyłam średniej wielkości włochatą kulkę.
Uklęknęłam przy niej, pies (jak się okazało) spojrzał na mnie
swoimi wielkimi oczami.
-Nie bój się.-Mówiłam
szeptem.-Chodź tutaj nie zrobię ci krzywdy, no dalej.-Dodałam
równie cicho.
Szczenię powoli
przysunęło się w moim kierunku, wzięłam je na ręce i nagle
stało się coś dziwnego...szczeniak zamienił się w dorosłego
psa. O mało co nie dostałam zawału. Nagle zobaczyłam Moon`a. Stał
jak wryty, ale szybko się otrząsnął.
-Co to za pies?-Spytał
lekko zdziwiony.
-To...nie wiem, ale od
dziś będzie moim psem. Tylko nie wiem jak go nazwać...em...niech
będzie Księżyc.
-Okej... Ale...-Nie
dokończył.
Nagle nasze bransoletki
zaczęły błyszczeć i stworzyła się obroża z kamienie Noc Kairu.
Magicznym sposobem włożyła się na szyję mego czworonożnego
przyjaciela.
-Dziwne...nie wiedziałem
że mój kamień umie zrobić coś takiego...-Powiedział Moon.
Nagle sierść Księżyca
zabłyszczała. Stał się on prawie cały biały i jedyne co miał
czarnego to uszy, ogon i nos. Wyglądał zabawnie. Wracając do
rzeczy...Wzięliśmy go do domu, daliśmy coś do jedzenia i na
koniec...poszłam spać, do swojego pokoju, a Moon nocował w pokoju gościnnym...