niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział 4

Pokazałam mu całe miasteczko, a później spacerem wracaliśmy do domu. Wiał lekki wiatr, a słońce już zachodziło. Cicho westchnęłam. Każdy ukradkiem patrzył na mojego towarzysza. Kiedy byliśmy już w domu, Moon zadał mi pytanie:
-Luno, mogłabyś mi powiedzieć czym jest ta szkoła?

-Sam zobaczysz. Już jutro. Tylko nie mów czym się zajmujesz. Ludzie nie są do tego przyzwyczajeni.

-Spoko.

Poszłam spać. W nocy usłyszałam skomlenie, gdzieś w okolicach mojego domu. Wstałam, i chociaż trochę bałam się ciemności...wyszłam na dwór. W krzakach zauważyłam średniej wielkości włochatą kulkę. Uklęknęłam przy niej, pies (jak się okazało) spojrzał na mnie swoimi wielkimi oczami.

-Nie bój się.-Mówiłam szeptem.-Chodź tutaj nie zrobię ci krzywdy, no dalej.-Dodałam równie cicho.

Szczenię powoli przysunęło się w moim kierunku, wzięłam je na ręce i nagle stało się coś dziwnego...szczeniak zamienił się w dorosłego psa. O mało co nie dostałam zawału. Nagle zobaczyłam Moon`a. Stał jak wryty, ale szybko się otrząsnął.

-Co to za pies?-Spytał lekko zdziwiony.

-To...nie wiem, ale od dziś będzie moim psem. Tylko nie wiem jak go nazwać...em...niech będzie Księżyc.

-Okej... Ale...-Nie dokończył.

Nagle nasze bransoletki zaczęły błyszczeć i stworzyła się obroża z kamienie Noc Kairu. Magicznym sposobem włożyła się na szyję mego czworonożnego przyjaciela.

-Dziwne...nie wiedziałem że mój kamień umie zrobić coś takiego...-Powiedział Moon.

Nagle sierść Księżyca zabłyszczała. Stał się on prawie cały biały i jedyne co miał czarnego to uszy, ogon i nos. Wyglądał zabawnie. Wracając do rzeczy...Wzięliśmy go do domu, daliśmy coś do jedzenia i na koniec...poszłam spać, do swojego pokoju, a Moon nocował w pokoju gościnnym...

Rozdział 3

To pewnie gość od prądu. Szybko wstałam, ogarnęłam się jako tako i pobiegłam do drzwi. Od kluczyłam i zobaczyłam jakiegoś gościa, z pewnością nie od prądu. Instynktownie zamknęłam i zakluczyłam drzwi.
-Kim jesteś i czego tu szukasz?!-Krzyknęłam przez drzwi.
-Jestem Moon i szukam nijakiej Luny, mieszka tu?
Zaskoczona otworzyłam drzwi.
-Tak, to ja jestem Luna. Mogę w czymś pomóc?
-Tak, jestem Moon. Przysłali mnie twoi rodzice.
-Wejdź do środka. Ja...nie wiem co o tym myśleć.
Moon wszedł do środka. Patrzył na mnie dziwnie.
-Co się tak gapisz?-Spytałam z ironią.
-Em...ja wcale się nie gapię.-Odpowiedział odwracając wzrok.
-Spoko, powiedźmy że Ci wierzę.- Powiedziałam uśmiechając się.-Chcesz coś do picia?
-Nie, dziękuję.-Powiedział.
Przyjrzałam mu się. Był mniej więcej w moim wieku. Miał białe włosy i szare, tajemnicze oczy. Wyglądał zupełnie jak ja, jedyna różnica to to że ja miałam długie włosy, a on krótkie. Miał na ręce taką samą bransoletkę z takim samym kamieniem. Przypatrzyłam mu się jeszcze i zrozumiałam czemu tak się na mnie gapił. Ja miałam ziemskie ciuchy, on jakiś obcisły, czarny strój. Wyglądał tak jakby wyszedł ze Star Wars. Jedynie nie miał kasku.
-A no tak. Kairu włącz ubiór ziemski numer jeden.-Rzucił do kamienia.
W pokoju rozległo się jasne światło i po sekundzie Moon był w stroju ziemskim.
-Wow...-Powiedziałam tak cicho by nic nie słyszał.- Oprowadzić cię po miasteczku?-Dodałam, już głośniej.
-Z chęcią poznam te okolice.
-To chodź, szybko! Bo później muszę przygotować się do szkoły.
-Szkoły?
-Wyjaśnię później, a teraz chodź, prędko!
-Idę, idę!

Rozdział 2

Kiedy byłam w domu na blacie stołu zobaczyłam bransoletkę, zwykłą z czarnego sznurka. Jedynie co miała to mały czarny kamień w kształcie owalu, który miał w środku jakby gwiazdy. Cały wyglądał tak jak gwiazdy na niebie. Założyłam ją na rękę. Była śliczna. Kamień, który był w środku nazwałam Noc Kairu. Podobno na ziemi istnieje tylko pięć takich prawdziwych kamieni. Były niezwykle cenne. Rodzice coś długo nie wracali więc zjadłam kolację i skoczyłam na "mały" spacer. Na spacerze spotkałam Janett. Pogadałyśmy trochę. Nagle moja bransoletka zaczęła świecić. Nie wiedziałam co to ma znaczyć.
-Janett muszę spadać. Pa!
-Em...okej. Do zobaczenia!
Biegiem zwiałam do domu. Kiedy byłam już na miejscu, zamknęłam wszystkie drzwi. Co to było? Bransoletka chce mnie ostrzec?Ale jak tak to przed czym? I czemu świecie? Miałam tak wiele pytać, ale zero odpowiedzi. Postanowiłam dotknąć kamień i moim oczom ukazał się hologram rodziców. Mama zaczęła mówić:
-Luno, wiem że to co widzisz wydaje ci się dziwne i trochę straszne, ale nie martw się. Ja i tata musimy zniknąć po to byś ty była bezpieczna. Bransoletka, którą masz na ręce wskaże Ci drogę, obdaruje cię niezwykłymi mocami. Jest jednak jeden warunek. Nie możesz o tym nikomu powiedzieć. Luno, wiem że tylko ty będziesz mogła ochronić Ziemię i całą galaktykę. proszę nie narażaj nikogo na niebezpieczeństwo i błagam musisz się strzec. Nie ufaj nikomu. Pamiętaj że twoją mocą, wiąże się niezwykła odpowiedzialność i chociaż jesteś jeszcze młoda to i tak wierzę, a raczej wierzymy że to właśnie ty uratujesz wszechświat. A to co w tej chwili ci powiedziałam to tylko czubek góry lodowej. Niedługo przybędzie do Ciebie twój towarzysz. To on przekaże ci resztę. I pamiętaj, kochamy cię! I gdziekolwiek będziemy, zawsze będziemy przy tobie!-Powiedziała.
Transmisja się skoczyła, a ja nie wiedziałam o czym myśleć. Nagle, rozbrzmiał dzwonek do drzwi...

Rozdział 1

Ciężko oddychałam, znów uciekałam i walczyłam z bestią, na szczęście tylko jedną. Ta miała akurat pięć głów, na każdej po trzy oczy, sześć rogów, dwie paszcze i aż roiło się od kłów i kolców, sama bestia miała około czterech metrów i miała ciało sępo-lwio-słonia, wyglądał paskudnie, był strasznie odrażający. Wracając do rzeczy...ukryłam się właśnie za skałą. Niestety stwór mnie znalazł. Dobyłam miecza. Odcięłam mu jedną głowę i wyrosły dwie kolejne. Wystraszyłam się nie na żarty. Kawałek dalej na szczęście było jezioro lawy. Wepchnęłam do niego potwora i...spalił się. Odetchnęłam z ulgą, lecz nagle pojawiło się ich więcej. Setki, a mogłabym rzec że tysiące.
-Luna wstawaj! Spóźnisz się do szkoły!-Krzyknęła mama.
Obudziłam się, to był tylko sen. Szybko uszykowałam się i czmychnęłam z domu. W szkole nie miałam jednak spokoju i jedyne co pozwoliło mi przetrwać dzisiejszy dzień to Janett, moja BFF. Jeszcze tydzień i koniec roku. Na szczęście dzisiejszy dzień był na ogół "fajny",a po lekcjach szybko pobiegłam do domu, moich rodziców jeszcze nie było. Moi rodzice chcieli bym kiedyś była prawnikiem, więc musiałam się dobrze uczyć. Jednak dla mnie to były same nudy i nie chciałam związywać z tym przyszłości. Jednak nikt nie mógł być tak do końca nudny, prawda? Jednak tego co miało się zdarzyć, w życiu nikt by się nie spodziewał...